czące, że możliwą byłaby inna sprawiedliwsza od istniejącej organizacya stosunków agrarnych. Naprowadza mnie na ten domysł ta okoliczność, że przedstawiony przez Dolivier’a projekt organizacyi rolnej w jego dziełku[1], wydanem w 1793 r., ale napisanem wcześniej, przypomina żywo stosunki agrarne w pierwotnych gminach, opisane przez Emila Laveley’ego w jego dziele[2]. Chłopi, którym Dolivier odczytywał swój rękopism, przyklaskiwali jednomyślnie jego wywodom i zgadzali się z tem, że najwyższą jest to niesprawiedliwością, że jedni z tytułu urodzenia stają się właścicielami wielkich obszarów ziemi, a znowu inni rodzą się pozbawieni wszelkiego do niej prawa. Zdaniem Dolivier’a — właścicielami ziemi mogą być tylko narody, a względnie gminy. Pojedyńcze rodziny, pojedyńczy ludzie mogą ją posiadać tylko czasowo, co najwyżej dożywotnio, i nie mają prawa ani jej sprzedawać, ani jej przekazywać. Każdy rodzi się z prawem do pewnej części ziemi, którą gmina obowiązana jest mu wyznaczyć. Dolivier był więc jednym z pierwszych, co głosili unarodowienie ziemi.
„Sprawiedliwość społeczna“ — powiada Dolivier — opiera się „na dwóch niewzruszonych zasadach“: 1) „Ziemia w ogólności należy do wszystkich, a w szczególności do nikogo“; 2) „Każdy ma prawo wyłączne do wytworu swej pracy“. Tymczasem w rzeczywistości gwałcą się te zasady. „Jak się nie oburzać i nie buntować, widząc że los ludzi pozostawiony jest trafowi urodzenia i niektórym szczególnym okolicznościom; widząc, że szczęście i nieszczęście spotyka istoty ludzkie, bez żadnego przyczynienia się z ich strony? Jakto! Z dwojga przychodzących na świat dzieci jedno jest synem bogatego właściciela, a drugie ubogiego rękodzielnika, który ma tylko ręce do zapracowania na życie: pierwszy rodzi się z ogromnemi prawami, a drugi nie ma nawet tego, by mógł gdziekolwiek znaleźć dla swej słabej istoty spoczynek. Jeden żyje wśród wygód, zaszczytów, przyjemności; drugi zaś zostaje