czej silnego pomocnika aniżeli głównego działacza.[1] Nie mówię tu naturalnie o tych demokratach, którzy sami nie wiedzieli dobrze czem są i którzy podczas ostatniego naszego powstania chcieli za pieniądze panów galicyjskich sztyftować pułki z Dalmatyńców, Bośniaków, Hercegowińców, Arnautów. Wyprowadzono oczewiście ich w pole, i niedołęstwo stało się znamieniem ich czynów nie z czyjejkolwiek lecz tylko z własnej ich winy.
Socyjalizm, który naukowo dowiódł, że klasy bogatsze z natury rzeczy są przeciwne ustrojowi ludowemu, nie może tym klasom pozostawiać inicyjatywy ruchu rewolucyjnego. Rewolucyja, która ma zapewnić ludowi odpowiedni jego potrzebom ustrój i porządek, nie tylko powinna mieć na celu lud i opierać się na ludzie, ale powinna wyjść z samego ludu. Tylko taka rewolucyja może dojść do zamierzonego celu. Nie lud ma iść za dostatniejszemi klasami, lecz te klasy, jeżeli poczuwają w sobie patryjotyzm, powinny złożyć swe mienie na ołtarzu ojczyzny a same wejść do szeregów pracującego ludu.[2]
- ↑ Bardzo niewielu było takich, co pojmowali bezpośrednie działanie przedpowstańcze pomiędzy ludem. Do ich liczby należeli Konstanty Kalinowski, Walery Wróblewski, Stanisław Sągin, Różański i inni.
- ↑ Sprawiedliwość każe jednak zauważyć, że już po rewolucyi 1848 r. wypowiadano tę myśl, chociaż nieśmiało. W Demokracie Polskim (10 sierpnia 1851 r.) jest umieszczony list, w którym czytamy: „Potrzeba aby zstąpienie do ludu przestało już być ułudą, słowem na papierze, projektem bez wykonania, pobożnem życzeniem uczciwych, a stało się rzeczywistością, osią naszej polityki. Do roku 1845 propaganda