Strona:PL Limanowski Bolesław - Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu.pdf/185

Ta strona została przepisana.

wyrażał jeszcze jaskrawiej, mówiąc, iż najpożyteczniejszą jest rzeczą dla rewolucji, doprowadzić rząd i jego działanie do znaczenia zera, sam wystąpił w lipcu z wnioskiem prawodawczym. Wprawdzie, jak zwykle tłumaczył ten krok swój wykrętnie, utrzymując, że się zwracał nie do rządu, lecz do Zgromadzenia Narodowego, a więc do kraju.[1] Wniosek, przedstawiony przezeń, obejmował w głównej swej części nałożenie podatku dochodowego w ten sposób, że trzecia część z czynszu domowego, z dzierżawy gruntowej, z papierów publicznych i weksli, potrącała się w połowie na korzyść lokatorów, dzierżawców i dłużników, w połowie zaś na korzyść państwa. Przypuszczając, że w krótkim czasie podatek ten zapełniłby kasę państwową, wnioskodawca wkładał obowiązek na rząd, ażeby ten niezwłocznie przystąpił do organizowania po okręgach kantorów dyskontowych, do zakładania banków rolniczych i przemysłowych i do spisu dokładnego własności w celu ułatwienia i zapewnienia kredytu. Jak widzimy, stawał on na gruncie saint-simonistów i mniemał, że tą drogą da się przeprowadzić rewolucja społeczna. Zapewne chcąc zjednać dla swego wniosku więcej posłów, żądał równocześnie, aby nie brano pod uwagę podatku dochodowego od spadków. Wniosek uznano za nagły i odesłano do komisji finansowej, która wezwała Proudhona, ażeby wyjaśnił i wytłumaczył swoje żądania. Zamiast umotywowania swego wniosku, jako wywołanego chwilową potrzebą, tembardziej, że sam wnioskodawca był przeciwnikiem podatku dochodowego, rozwijał on przed komisją niejasną swoję teorją o kredycie wzajemnym, i widząc, że ma do czynienia z przeciwnikami wszelkiej reformy społecznej, starał się w nich wmówić, że właściciele, pomimo że się im potrąci część dochodu, i robotnicy, pomimo że się zmniejszy ich zarobek, będą bogatsi, będą więcej mieli. «Nigdy pan nie zdołasz nam wytłumaczyć — odrzekł Thiers — w jaki sposób właściciel, im więcej oddaje ze swego dochodu, tem więcej ma zyskiwać, i w jaki sposób robotnik, im więcej traci ze swego zarobku, tem więcej wzbogaca się!»

Proudhon powiada, że nie miał daru wymowy. Nie miał także drugiego daru, daru jasnego tłumaczenia się. Często to, co on pisze, wywołuje w nas najprzód zaprzeczenie; dopiero w dalszym ciągu czytania spostrzegamy, że niewłaściwość użytych wyrazów, lub wyrażeń odmienia charakter jego myśli, która nieraz w gruncie bywa słuszna. Brak zdolności jasnego tłumaczenia się i egzageracja tak w uspakajaniu, jak w straszeniu, jedynie wytłumaczyć są w stanie tę burzę wściekłą, jaką wywołała 31 lipca w Zgromadzeniu Narodowem jego mowa, popierająca przedstawiony przezeń wniosek. Nie zawierał on nowego pomysłu — jak to mniemał

  1. Les confes. d’un révol. str. 155.