Strona:PL Limanowski Bolesław - Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu.pdf/304

Ta strona została przepisana.

historyk Hagen — utworzyłaby potężny szaniec, broniący wolnej Europy od caratu absolutystycznego; powstrzymałaby wpływy tego ostatniego na Zachód; ugruntowałaby wolność polityczną w krajach, które podniosły już były rokosz: dałaby nowego bodźca narodom ujarzmionym i uczyniłaby ruch możliwym nawet tam, gdzie dotychczas spokój panował. W Polsce więc musiała rozstrzygnąć się sprawa wolności».[1]
Ludy europejskie istotnie tak oceniały powstanie nasze listopadowe. We Francji, za inicjatywą Lafayette’a, najpopularniejszego podówczas tam człowieka, potworzyły się liczne komitety dla popierania sprawy polskiej. Zbierano znaczne sumy pieniężne, wołano o uznanie Polski za stronę wojującą, domagano się od rządu interwencji. Piosenki Bérange’ra, sprzedawane na korzyść komitetu polskiego, kupowano tysiącami. W Anglii i Belgji manifestowano także silnie życzliwość narodową dla powstania polskiego. «Francja, Anglia i Belgja — pisano w marcu 1831 r. do Nowej Polski — dają nowy przykład najwspanialszego obrazu wspierania narodu przez naród, tego wysokiego pojęcia sprawiedliwości, będącego udziałem wolnych tylko narodów».
Upadek powstania polskiego odbił się boleśnie w sercach ludów europejskich jako zapowiedź powszechnego zwycięstwa reakcji. Bojownicy polscy nie chcieli ugiąć karku pod jarzmo i tłumnie pociągnęli ku Francji, która pod swoje chorągwie wolności już raz była przygarnęła ich rodaków, uchodzących przed przemocą sprzymierzonego absolutyzmu. Nie widziano jeszcze nigdy w Europie takiego pochodu emigracyjnego. Lud niemiecki z najżywszem uczuciem czci i życzliwości witał tułaczów naszych, występujących w jego progi. Ugaszczał ich i śpiewał im pieśni polskie. We Francji sprawa polska stała się sprawą republikańską, ludową. Na wiadomość o upadku Warszawy, cała Francja drgnęła z oburzenia. W Paryżu w dniu 26 września było tak silne wzburzenie, że omal nie wybuchła rewolucja. Groźną postawę przybrały także miasta: Strasburg, Perpignan, Tuluza, Tulon, Grenobla. «Uważmy — pisze Mickiewicz w kwietniu 1833 r. — co o nich (żołnierzach polskich) dotąd mówi Francja (nie rząd francuski): «Oszczędzajcie grosz nasz — wołali wieśniacy do swych reprezentantów, ale nie żałujcie wydatków na wojnę i wsparcie Polaków: bo Polska, jest to Francja».[2]

Tułacze polscy, jak żeglarze tęskniący do lądu, w każdem nieporozumieniu gabinetów już przeczuwali burzę, już widzieli rozpoczynający się płomień wojny europejskiej. Rychło jednak spostrzegli, że mylili się

  1. Str. 268. Tom XXI. Dzieje powszechne Szlossera i Hagena w polskiem tłumaczeniu.
  2. Str. 8 i 9. Tom VI.