Strona:PL Limanowski Bolesław - Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu.pdf/311

Ta strona została przepisana.

nieprzyjacielowi, będą mieli prawo zaintonować wraz z wami waszę pieśń narodową, ten hymn wolności słowiańskiej:

„Jeszcze Polska nie zginęła“.[1]

Rewolucja lutowa 1848 r., fale której wywróciły trony despotyczne nawet w Berlinie i w Wiedniu, stawiała dwa zadania: socjalne, nowy ustrój ekonomiczny społeczeństwa, i międzynarodowe, wolność ludów europejskich. Trzeba było na razie podjąć to zadanie, które było łatwiejsze do spełnienia. Inaczej jednak postąpili sternicy rewolucji francuskiej. Zamiast wznieść święte hasło pomocy ludom powstającym, powołać proletarjat do tworzenia oddziałów ochotniczych, zburzyć cytadele europejskie despotyzmu i niewoli, stać się przez to potężną moralnie i materjalnie siłą ludową i zyskać przytem na czasie, tak koniecznym dla reform społecznych, zasklepiono się w egoizmie narodowym, w formułkach abstrakcyjnych i w samobójczem rozdzieraniu się i pożeraniu stronnictw. Czy ten proletarjat, który tak haniebnie wymordowano w dniach czerwcowych, który następnie przemocą pędzono do Algierji, nie lepiej było poprowadzić na pola chwały, na którychby staczała się walka o wolność europejską?! W 1848 r. walka ta o wolność ludów powstających nie mogła przybrać tych groźnych dla Francji rozmiarów, jakie przybrała podczas pierwszej rewolucji. Koalicja monarchiczna była niepodobieństwem. Oprócz Rosji i Turcji, wszędzie monarchowie musieli rachować się ze swojemi ludami. Postawa energiczna Francji steroryzowałaby obóz despotyczny a przyjaciołom wolności dodałaby nowego bodźca i zapału. W narodzie francuskim myśl pomocy ludom powstającym, zwłaszcza Włochom i Polakom, była bardzo popularna. Jak wiadomo, sprawca polska zgromadziła lud paryski na olbrzymią manifestacją 15 maja. «Największa część robotników — powiada Daniel Stern w swojej historji — w zupełnie dobrej wierze objawiała swe współczucie dla Polski i wcale nie myślała o obaleniu rządu, a jeszcze mniej o rozpędzeniu Zgromadzenia. Korporacje, kluby i delegowani Luxembourg’a, przybywając 15 maja o dziesiątej godzinie z rana na plac Bastylii, witały się wzajemnie okrzykiem: niech żyje Polska! niech żyje Rzeczpospolita»![2]

Socjaliści, którym się należała rola przewodnia w tym ruchu międzynarodowym, nie rozumieli jeszcze także, że ich siła spoczywa w solidarności ludów przeciwko solidarnie działającym ujarzmicielom i wyzyskiwaczom. Daremnie Polacy, odrywając się od karabina do pióra wołali: «Trzeba raz uwierzyć, iż niema jak dwie sprawy: sprawa ludów i tyranów; jak dwa pytania: czy ma człowiek żyć z pracy własnej, czy z pracy drugiego? dwa obozy: prawa i bezprawia, nazywającego się prawem;

  1. Str. 31.
  2. Str. 363.