mieli zkąd go podsycić; ieżeli wzrostu nabierze, będą mieli pamiątkę tego czém był, a na zawsze skazówkę, czém bydź może i powinien.
Rozważaiąc, iakimby sposobem ułożyć księgę, obeymuiącą cały, ile możności, ięzyk, ze wszystkiemi składaiącemi go szczegółami, tak żeby i wygodna była do użycia, i celowi swemu, iako skład czyli skarbiec iego odpowiadała, snuły mi się następuiące uwagi.
Z pamięci nikt nie potrafi napisać zbioru wszystkich wyrazów, bo naprzód: „nikt się prawdziwie tym poszczycić nie może, słowa są nieśmiertelnego autora Grammatyki naszéy narodowey, żeby cały swóy umiał ięzyk. W iednym narodzie Polskim, tyle prawie różnych ięzyków liczyć trzeba, ile w nim iest stanów, kondycyy, professyy, ile kunsztów i rzemiósł; że zamilczę różność prowincyy, tak rozległego kraiu, różnemi wyrazami iednoż wyobrażenie maluiących. Któż tę całą rozległość wyrazów Polskich ogarnął pamięcią?” KOPCZ. GR. NAR. 2,5. Ja to ieszcze dodam, że gdyby też nawet kto i znał wszystkie szczegoły ięzyka w rozlicznych gatunkach potrzeb i sposobu życia, nie będzie ich sobie tam przypominał, gdzie które wyłuszczać wypadnie; a zatym wprzód potrzeba zbierać zapasy, a potym samo dzieło układać.
Dwoista zaś iest niwa, na któréy poiedyncze te kłosy zgramadzać można, z pism, i z mowy potocznéy: ta iest obszernieysza, bo sie rozciąga wszędzie, gdzie tylko ięzykiem naszym mówią; tamta uprawnieysza, a zatym w lepsze urodzaie płodnieysza, bo z większą pieczołowitością pielęgnowana. Zachodzi między niemi w ogólności takaż różnica, iaka w szczególności pokazuie się między zwyczayną rozmową, a mową Krasomówcy starannie wypracowaną. Łatwo teraz wnosić można, która z tych niw zbieraczowi ięzyka korzystnieysze obiecywała żniwo; łatwo się można domyślać: że chyba w takim przypadku, gdy w pismach czego nie znalazł, udawał się do mowy potocznéy.
Wziąłem się wieć do czytania pism narodowych, czytałem com miał, i na co czas mi wystarczył. Myśliłem wprawdzie pewny sobie plan czytania ułożyć; lecz gdym zaczynał tę pracę, nie miałem ieszcze przed sobą zbioru wszystkich książek do niéy mi potrzebnych; trzeba mi było i te dopiero zbierać, trzeba było po nie ieździć, trzeba było sześciokrotnie wszystkie prawie znacznieysze biblioteki po Gallicyi aż do granicy Wołoskiéy zwiedzić. Biblioteka J. W. Hrabiego Ossolińskiego w Wiedniu, wtedy gdy mi dozór iéy powierzono, nie była tém, czém się pokazała, gdym się nią rozstawał. — Ale w reszcie, iakiby też plan czytania tego ułożyć? Słownik powinien obeymować wszystkie słowa ięzyk składaiące, każde we wszystkich iego znaczeniach. Gdyby kto był w stanie przeczytać i wypisać w téy mierze wszystkie Polskie księgi i książki drukowane, zebrałby może wszystkie wyrazy, które tylko są drukowane; a czyż nasza literarua znowu tak iest rozciągła, żeby wszystkie gatunki życia i potrzeby iego obeymowała? Dlatego właśnie wyżéy wystawiłem dwoistą niwę zbiorów, żeby na iednéy ratować się przez drugą; dlatego śmiem utrzymywać, że zbieracz szczegółów ięzyka żadném pismem narodowém pogardzać nie powinien. Wada dzieła co do rzeczy, we względzie ięzyka i wyrazów stanowi nieraz iego zaletę. Nie byłbym znalazł słów potocznych, powszednich, wieyskich, rubasznych, swywolnych, gdybym był przestał na samych wzorowych pisarzach. Nie tak o wybór pism tu szło, iako raczéy o iak naywiększą ich w każdym względzie rozmaitość i rozliczność. Ponieważ ięzyk obeymuie wszysktie czucia, potrzeby, działania, wiadomości i wyobrażenia ludzi, a ludzi wszelakiego stanu, powołania, wychowania, oświecenia, równie byłoby przeciw zamiarowi moiemu, nie póyść do nayuczeńszego w iakiéy nauce dzieła, iak ominąć naydrobnieyszą fraszkę. Krótsza,