Strona:PL Linde - Słownik języka polskiego 1855 vol 1.djvu/26

Ta strona została przepisana.

Niedostateczność sposobu utrzymywania się, pomimo wsparcia, które odbierałem od zacnego brata i od magistratu Toruńskiego, zmusiła tak w gimnazyum, jak iw uniwersytecie bawiącego, do odrywania części czasu własnemu uczeniu się koniecznie potrzebnego, na dawanie innym początków, jakie sam mogłem posiadać, by tym zarobkiem zasilić niedostatek majątku. Jeżeli to z jednej strony było na zawadzie do skorszego postępu mojego, tedy zkądinąd wprawiało wcześnie i ciągle w sposób udzielania drugim, czego mnie nauczono, przygotowało do teraźniejszego powołania szkolnego, natchnęło ufnością w skuteczność własnego usiłowania, tak potrzebną do ośmielenia się na większe przedsięwzięcia.
W zupełnej niewiadomości, jakie przeznaczenie w przyszłości mnie czeka, poczytałem sobie za wielkie szczczęście i znakomity zaszczyt, gdy po upłynionym trzecim roku pobytu w uniwersytecie, szanowny Profesor języków oryentalnych, sławny Dathe, ofiarował mi umieszczenie u siebie z widokiem ułatwienia całkowitego poświęcenia się językom oryentalnym i ich literaturze. Już miał wziąć swój skutek układ, któryby mię może był doprowadził do dzisiejszej[1] sławy Gieseniusza, autora słownika porównywającego dyalekty oryentalne, kiedy opatrzność inaczej mną rozrządziła.
Do Profesorów lipskich, najczynniej opiekujących się młodzieżą, wsparcia i zachęty potrzebującą, należał nieśmiertelny wydawca Liwiusza, Tacyta i innych klassyków, August Wilhelm Ernesti. Ten szanowny mąż poznawszy mnie z bliska w domu zacnego X. Weissa archidyakona kościoła ś. Mikołaja w Lipsku, który przez cały czas pobytu mego w tamtych stronach, uszczęśliwiał mnie prawdziwie ojcowską pieczołowitością, Ernesti mówię, dawniej jeszcze i bez wiedzy mojej, zamyślał o otworzeniu mi w zawodzie uczonym drogi, jaką osądził dla mnie najdogodniejszą. Zszedłszy się ze mną właśnie w ten czas, gdym się miał oddać oryentowi, oświadczył mi, z największem mojem zadziwieniem, iż napisał przed kilką tygodniami do Drezna, żeby mi katedra języka i literatury polskiej w uniwersytecie lipskim powierzona była. Na skromne moje a razem bojaźliwe oświadczenie, że nieznam dobrze języka polskiego, że tyle tylko z niego umiem, ile mi z używania potocznego w Toruniu, gdzie za moich czasów bardzo był zaniedbany, w pamięci mojej utkwiło, że musiałbym od pierwszych początków sam dopiero zacząć się go uczyć; odpowiedział mi przysłowiem:

Ein Knabe sehr viel lernem muss
Eh’ aus ihm wird ein Dominus.

Dalej, gorliwy ten młodzieży opiekun, wciągnął w swój układ i powolnego Dathe tak dalece, że ten wytłumaczył mi się temi słowy: «Prawda, że mało jest poświęcających się oryentalnym językom, i dla tego życzeniem mojem było, żebyś się Wc Pan im oddał; lecz daleko mniej jeszcze widzę dbających o sławiańszczyznę, a nam idzie o to, żeby żadna niwa naukowa nie odłogowała». Przystając na zdanie tak poważanych ode mnie mężów, i upatrując w niem wolą opatrzności, poszedłem za radą Ernestego, który mi zwyczajem swoim częstokroć powtarzał:

Schick dich in die Welt hinein,
Denn dein Kopf ist viel zu klein,
Dass sich schik’ die Welt hinein.

  1. Pisał to autor roku 1814.