Strona:PL Linde - Słownik języka polskiego 1855 vol 1.djvu/28

Ta strona została przepisana.

sztów, mnie opatrywać, a tak nietylko z językiem, lecz i z literaturą jego mnie obeznawać. Z uczonym śp. Podkanclerzem Kołłątajem nie jeden rozdział Tacyta, Liwiusza i t. d., tłumaczyłem, jak mogłem, na Polskie, korzystając z światłych i gruntownych tego męża uwag, nie tylko co do języka, ale i co do samej treści; z nim niektóre nawet Kanta pisma czytajac, usiłowałem najważniejsze myśli, ile można było, w Polskim języku wyrażać. Zjechał wtedy do Lipska sławny już wydaniem różnych dzieł a mianowicie tłumaczeniem pierwszych ksiąg Iliady, Franciszek Dmochowski. Od chwili poznania się wszczęła się między nami ta ścisła przyjaźń, która nas aż do zawczesnego zgonu tego tak uprzejmego w pożyciu męża nieprzerwanie łączyła. Ile on mi później ułatwił wydawanie pierwszego tomu Słownika, niżej powiem; tu wspomnę tylko, że wspólnie z nim w Lipsku mieszkając, bardzo wiele z uczącego obcowania jego co do mojego przedmiotu korzystać mógłem, i że wtedy dzieło opisujące ostatnie chwile dziejów Polskich, a mnie w rękopismie od wspomnionych wyżej znakomitych mężów i Dmochowskiego udzielone, na Niemiecki język przełożyłem, i na świat wydałem *).
W tymże czasie miałem sposobność uczęszczania w Dreźnie do sławnej nawet i co do polszczyzny biblioteki publicznej, gdzie mi śp. Adelung i Dossdorf wszelkiej przyjacielskiej pomocy dodawali.
Aliści wkrótce nastąpił bolesny dla serca mojego odjazd tych znakomitych osób, z którymi żyć dla Polski nawykłem, i z którymi wszelki los dzielić dawniej już postanowiłem. Skoro zatem błysnęła nadzieja, że usiłowania ich — dla kraju pomyślnym skutkiem uwieńczone być mogą, pospieszyłem niezwłocznie, aby znowu żyć z tymi, do których mię skłonność serca ciągnęła. W Warszawie w roku 1794, nie zważając na przykrości i przeszkody oblężenia, korzystałem z każdej spokojnej chwili dla zbliżenia się do mego celu. Grono dawnych przyjaciół rodaków powiększyło się tu znacznie: poznałem, czego od momentu jak mi się nadarzyła Grammatyka Narodowa żywnie pragnąłem, szanownego jej autora X.
Kopczyńskiego; i jak dotąd jego pisma, tak teraz częsta z nim rozmowa stała mi się nauką. Mając tu wszystkie biblioteki dla siebie otwarte, byłem w stanie robienia do Słownika wypisów z dzieł bardzo rzadkich i ważnych. Pomimo okropnych czasu okoliczności upodobałem sobie w Warszawie, bo w pośród najmilszych mi przyjaciół, i mniemałem, że stolica ta Polski jedynem była miejscem, gdzie dzieło moje jeszcze nie w tak obszernych widokach przedsięwzięte, mogło być najdokładniej zebrane, wypracowane i wydane; lecz podobało się opatrzności inny mi na niejaki czas pobyt przeznaczyć.
Po zupełnym usiłowań narodowych upadku, udałem się za radą śp. Ignacego Potockiego, Marszałka do Wiednia, gdzie mi szczęście zdarzyło spokojne schronienie przy boku i w domu gorliwego o nauki zwłaszcza ojczyste, Józefa hrabi Ossolińskiego. Biblioteka jego podówczas nie była liczna, lecz wyborowa. Wkrótce skończyłem i uporządkowanie jej, i wypisy do mojego dzieła, z niewielu pism Polskich tam się znajdujących. Oświadczył mi zatem zapalający się coraz więcej gorliwością o pomnożenie literatury hrabia, że zamyśla nietylko resztę książek w dobrach pozostałych w jedno zebrać, ale też i na dalsze zbiory nie żałować. Przedsięwziąłem więc w tym widoku podróże, zwidziłem siedmiokrotnie’ różne strony dawnej Polski. Owocem tego zwidzenia, a później osobistych trudów samego hrabiego jest biblioteka tak zamożna w najrzadsze płody literatury Polskiej, że dziś jest jedną z najpierwszych, chociaż mnie raz nieszczęśliwa przez Dunajec przeprawa kilku rzadkich dzieł i paki licznych wypisów pozbawiła.
*) Vom Entstelien und Untergange der polnńchen Konstilution vom o Mai 1791. Leipzig 1795, 2 Bdc.