słusznie ktoś zauważył, że mogiła, to tylko dnem do góry przewrócona kolebka.
Niewiele drogi od kolebki uszło to dziecię, które w dzień słoneczny, bawi się z towarzyszami na podwórzu szkolnem. Pogoda, odpoczynek, zabawa; niebo błękitne, drzewa cieniste, ptaki szczebiocą każdy po swojemu, piłka lata z rąk do rąk i jedno tylko zmartwienie: trudno czasem ją złapać. Jednak, z twarzą w rumieńcach i blaskach wesołości, podskoczyło, złapało piłkę, po dziedzińcu szkolnym rozległ się z wybuchem śmiechu, okrzyk tryumfu i — jednocześnie, — na ramię dziecka opadła ręka, w której dotknięciu czuć gniew i karę. Ono samo już wie, że karanem będzie; zgasł mu na twarzy blask radości i oczy, które tylko co śmiały się do życia, stoją w łzach. Cóż uczyniło? Jaka była wina jego? Oto w chwili radosnej złapania piłki, okrzyk tryumfu wydało w języku, którego dźwięki dziedzictwem po mnóstwie pokoleń tkwią mu w krtani, którym mówili Kopernik i Sobieski, Kochanowski i Matejko, Szopen i Mickiewicz.
Nie będę, Panowie, opowiadała Wam o rolniku, który po mnóstwie pokoleń odziedziczywszy pociąg i zdolność do uprawiania roli, na znacznej przestrzeni ziemi, jest odepchniętym od ziemi; ani o uczonym, który pochodnię swej wiedzy unosić musi w strony dalekie, bo rodzinnych oświecać nią nie może; ani o matkach, które żegnają synów, oddalających się za chlebem w przestrzenie niezmierzone, bo na tych, wśród których wzrośli, chleb dla nich nie wzrasta; ani o twórcy, który kwiaty swej myśli oddaje pod nóż ogrodnika, nie
Strona:PL List Elizy Orzeszkowej do literatów rosyjskich.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.