Strona:PL Listy Heloizy i Abeilarda z Francuzkiego Wierszem Polskim Przetłomaczone.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

Dopuście mi ten przeyrzeć zadatek iey wiary,
Ten list, w którym iey serce szle mi ieszcze dary;
Tu ja ten błąd rozmyślam, co mię łudząc bawi,
Tu tym ogniem tchnę, który mą kochankę trawi.
Lecz iakież me zdumienie, cóż tu myśleć trzeba?
Mogłażbyś chwiać się między mną i blaskiem nieba?
Toż Niebo co zawistne ognie przepisało,
A zaż by mi Małżonki serce wydrzeć chciało!
Czyż się Heloiz wstydzisz Twego uniesienia.
Niezniszczyłoż kochanie twych zgryzot sumnienia?
Zgryzot? co mówię, czyliż znać ci ie należy?
Niknąć powinny gdy głos kochania zabieży.
Niech twych niewinnych wdzięków nie ćmią tak niezgodnie,
Czyż powszechną ułomność liczysz między zbrodnie?
Kochanko! wierz mi Twóy Bóg, Bóg ten tak straszliwy,
Niechce sam władać duszą, którey grunt iest tkliwy;
Mógłże by się obrażać żądzą nie udolną,
Którego powiew wonią tchnie roskoszy wolną;
Sprawiedliwa twa skromność, bierz od serca zdanie,
Niemasz cnot w świecie, ieśli zbrodnią iest kochanie.
Rzuć na chwilę w świat oko, iak go uszczęśliwia
Kochanie, gdy go swoią podnietą ożywia;
Owa słodka ogrążka, i myśl zachwycona,
Którą czuiem tuląc się do kochanki łona:
Jest to skryta danina, i hołd upieszczo ny,
Który swemu szle Twórcy człowiek ukorzony;
Porzuć przesądy, których próżna gniazdem trwoga,
Tyś moim Bogiem, ty mię miey za swego Boga.