Przenoszę Heloizę, nad Niebo i szluby;
Niech to będzie i grzechem, grzech ten mi iest luby,
Odwiedzę mieysca moią ręką wystawione,
Przybytki niewinności, twą pieczą krzewione;
Te mieysca, w których cnota z swych ha da katuszy,
Imie kary za zbroduie właszcząc w troskach suszy:
Może Cię w twych staraniach skutecznie powiodę,
Nakieruię Siostr Twoich boiaźliwą trzodę;
Zgładzę niebespieczeństwa, których się wzdrygaią,
Ulżę smutną powinność, iak ią pełnić maią;
W mieyscu, które pokutne zasępieią cienie,
Blask sieiące roskoszy, obaczysz płomienie.
Nędzny ja! ten sam wyraz krzywdzi mię wspomniony,
Mogęż ziścić, tak słodko obraz określony!
Wszedłbym raczey w te mieysce gdzie twe mdłe powaby,
Zarzyłyby bez smutku, serca zapał słaby;
Zawsze by szturm ięczenia uroda czyniła,
Wstydliwą mą niezdolność zawsze by drażniła;
Widziałbym dni twych światło w łzach niknące iawnie,
Nie używaiąc nigdy, pałałbym ustawnie.
Cóż mówię, wszystko nędznym człeka by czyniło,
Którego żądza pali, iż mu żyć nie miło;
Ty nawet unikaiąc mych śladów spotkania,
W mych rękach mdleiąc, własność tlęła byś kochania.
Pod dębem, który piorun smutnię przeistoczył,
Czyli kiedy Pasterkę, kto leżącą zoczył?
Czyliż pszczołek po łąkach brzęcząca gromada,
Na suchey lilii, lub zwiędłym maku siada?
Strona:PL Listy Heloizy i Abeilarda z Francuzkiego Wierszem Polskim Przetłomaczone.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.