— Nie o treść mi chodzi, tylko o sposób wyrażania się. Czy mogę być szczera? Nie chciałabym
zrobić panu przykrości...
— Ależ nie, nie — zawołał chłopak, błogosławiąc w głębi duszy jej dobroć. — Walić to walić.
I tak muszę się dowiedzieć, to już wolę od pani,
niż od kogo innego.
— Dobrze więc, zaczynam. Mówi pan[1]: „Ja
przyszłem“, zamiast „ja przyszedłem“; używa pan
„ja wzionem“, zamiast „wziąłem“; „trza“ zamiast
„trzeba“; „każden“ zamiast „każdy“. A pozatem
te rozmaite „urżnąć“, „sznaps“, „flota“, „gęba“,
„fura“... wreszcie, mój Boże, pocóż mam wyliczać
w tej chwili wszystkie błędy?... Dość, że potrzebuje
pan podręcznika gramatyki. Proszę poczekać, zaraz
przyniosę egzemplarz i pokażę panu, jak należy
uczyć się mówić.
Panienka wstała, Martinowi zaś przypomniał się
pewien szczegół z podręcznika dobrego wychowania,
to też wstał niezgrabnie a pośpiesznie, rozważając,
czy postępuje tak właśnie jak należy, i jednocześnie
lękając się, iż Ruth zrozumie to jako zamiar odejścia.
— Ale, ale, panie Eden — zawołała już ode
- ↑ Ustęp poniższy, aż do słów „panienka wstała“, jest wolnym przekładem i skrótem. W oryginale zajmuje półtorej stronicy 8° (str. 64 i 65) zawiera rozbiór kilkunastu błędów gramatycznych gwary (ang. „slang“, francuskie „argot“) proletarjatu amerykańskiego. (Przyp. tłum.).