Minęło kilka tygodni. Martin Eden studjował
gramatykę, przeglądał książki o dobrem wychowaniu i czytał żarłocznie wszystko, co zdołało przykuć
jego wyobraźnię. O dawnem swem otoczeniu nie
wiedział nic. Dziewczęta z Klubu Lotosu pytały,
co się stało z najlepszym tancerzem, nie dawały
spokoju Jimowi, chłopcy zaś, boksujący się na boisku Rileya, radowali się pocichu, że ubył najniebezpieczniejszy współzawodnik.
Martin tymczasem znalazł nowy skarb w sezamie-bibljotece. Tak, jak gramatyka ukazała mu tajniki
budowy języka, ukryte wiązadła jego kośćca, tak
nowoznalezione dziełko odkryło tajemnicę budowy
wiersza. Zaczął natychmiast studjować metrykę, dokopując się do „jak“ i „dlaczego“ piękna, kochanego
dotychczas nieświadomie. Inne dzieło współczesne,
na które trafił, traktowało poezje jako sztukę wcielającą najwyższe wartości człowieczeństwa; twierdzenie to ilustrowane było cytatami z dzieł najznakomitszych pisarzy. Żadna powieść nie roznamiętniła Martina do tego stopnia, co te dwie książki. Jego świeży umysł, nie obciążany przez lat dwa-
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/107
Ta strona została przepisana.
Rozdział VIII