Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/107

Ta strona została przepisana.
Rozdział VIII

Minęło kilka tygodni. Martin Eden studjował gramatykę, przeglądał książki o dobrem wychowaniu i czytał żarłocznie wszystko, co zdołało przykuć jego wyobraźnię. O dawnem swem otoczeniu nie wiedział nic. Dziewczęta z Klubu Lotosu pytały, co się stało z najlepszym tancerzem, nie dawały spokoju Jimowi, chłopcy zaś, boksujący się na boisku Rileya, radowali się pocichu, że ubył najniebezpieczniejszy współzawodnik.
Martin tymczasem znalazł nowy skarb w sezamie-bibljotece. Tak, jak gramatyka ukazała mu tajniki budowy języka, ukryte wiązadła jego kośćca, tak nowoznalezione dziełko odkryło tajemnicę budowy wiersza. Zaczął natychmiast studjować metrykę, dokopując się do „jak“ i „dlaczego“ piękna, kochanego dotychczas nieświadomie. Inne dzieło współczesne, na które trafił, traktowało poezje jako sztukę wcielającą najwyższe wartości człowieczeństwa; twierdzenie to ilustrowane było cytatami z dzieł najznakomitszych pisarzy. Żadna powieść nie roznamiętniła Martina do tego stopnia, co te dwie książki. Jego świeży umysł, nie obciążany przez lat dwa-