Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/112

Ta strona została przepisana.

nieposkromiony, dziki, i próżność kobieca Ruth mimowoli i potajemnie radowała się na myśl, że tak pokornie podszedł do jej rąk. Równocześnie ogarniała ją pospolita chęć oswojenia dzikiego zwierzęcia. Był to impuls nieświadomy, słabszy jednak od żywej ochoty ulepienia tej surowej gliny na obraz i podobieństwo posągu jej ojca, który uważała za najdoskonalszy na świecie. Dziewczęce niedoświadczenie nie pozwoliło pojąć, iż owa siła kosmiczna, promieniejąca od obcego chłopaka, była istotnie najbardziej kosmiczną z pośród sił — była miłością, co kobietę poprzez świat cały pcha w ramiona mężczyzny, co samcom jeleni w pogoni za samicą każe zabijać rywala, naturę całą nieodparcie zmusza do kojarzeń.
Szybki rozwój Martina był dla panienki źródłem zdumienia i zainteresowania. Odkryła w nim skarby nieoczekiwane, zdające się tryskać jak kwiaty z urodzajnej gleby. Czytała mu głośno Browninga i zdumiewała się niejednokrotnie dziwacznym sposobem tłumaczenia miejsc niejasnych. Nie potrafiła, nie znając świata, kobiet i mężczyzn, zrozumieć, iż jego interpretacja była częstokroć znacznie słuszniejsza od jej własnej. Koncepcje Martina wydawały się panience naiwne, chociaż niekiedy rozpłomieniały ją zuchwałym polotem myśli, których siąg ginął w gwiezdnej dali, niedościgły i tylko przejmujący drżeniem w obliczu przeczuwanej po- tęgi.
Czasami Ruth grywała dla Martina — już nie