Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/113

Ta strona została przepisana.

przeciwko niemu, jak kiedyś — chcąc wrażliwość jego doświadczyć i wypróbować zapomocą muzyki, której głębi zresztą sama mierzyć nie umiała. Dusza chłopaka otwierała się ku muzyce, jak kwiat ku słońcu, i szybko przebyć zdołała otchłań dzielącą słyszane dawniej po knajpach i tancbudach „kawałki“ od klasycznych dzieł z repertuaru Ruth. Nie mógł jednak oprzeć się demokratycznemu uwielbie niu dla Wagnera, szczególniej dla uwertury Tannhäusera, po zdobyciu klucza do jej zrozumienia. Uwertura ta stała się uosobieniem jego przeżyć: przeszłość — to motyw „Venusburg“, Ruth zaś i cały nowopoznany świat — to motyw „Chóru Pielgrzymów“. Martin wpadał w ekstazę i wznosił się zwolna aż w widmowe przestworza ślepych zmagań ducha, gdzie Dobro wiedzie ze Złem wiekuistą walkę.
Niekiedy dysputował z Ruth na temat jej określeń muzyki, przyczem niejednokrotnie udawało mu się zachwiać chwilowo pojęciami panienki. Istniało jednak coś, czego nie kwestjonował nigdy: jej własny śpiew. Ruth była cała w swoim śpiewie, Martin więc trwał w niezmiennym zachwycie nad anielskiem brzmieniem przeczystego sopranu. Musiał, chcąc nie chcąc, porównywać go nieustannie z ostrą krzykliwością i nędznym piskiem anemicznych dziewcząt fabrycznych, albo z zachrypłem wyciem przepitych głosów kobiet, stłoczonych w nadmorskich uliczkach miast portowych. Ruth lubiła grać i śpiewać dla Martina. Prawdę powiedziawszy, pier-