cy — ładna sumka, ale nie kupi dziś za nią radości,
którą mógłby mieć za tamte odłożone cztery centy,
kiedy był szczeniakiem. Porcję lodów, bilet na galerkę, albo co...
Takie i temu podobne dziwaczne poglądy Martina gniewały i zdumiewały Ruth, nietylko bowiem
nowe były i wręcz przeciwne jej własnym, lecz nadomiar złego kryły ziarnko prawdy, co groziło zatruciem i obaleniem stałości jej ugruntowanych zasad. Gdyby miała lat czternaście, mogłaby się zmienić pod tym wpływem; miała jednak lat dwadzieścia cztery, dużo wrodzonego i wpojonego konserwatyzmu, i wogóle skrystalizowała się już najzupełniej w ramkach stworzonych przez środowisko i wychowanie. Zaprzeczyć się nie da, iż śmiałe poglądy
chłopaka mąciły nieco równowagę jej umysłu, chwilowe jednak wstrząśnienia przypisywała egzotyczności Martina, obcości jego osoby i całego życia.
Przechodziła nad temi objawami do porządku dziennego, lecz, chociaż poglądy dziwacznego młodzieńca
nie znajdowały uznania w oczach panienki — siła
jego przekonań, lśnienie oczu, powaga skupionej
twarzy wzruszały i pociągały. Nie przychodziło jej
przecież na myśl, że ten obcy mężczyzna, co wyszedł z poza linji znanego jej horyzontu, przerastał
cały otaczający ją świat głębią i szczerością poglądów. Sama Ruth nie wybiegała myślą poza ów horyzont, właściwością jednak umysłów ciasnych jest
przypisywanie ciasnoty wyłącznie drugim. Ruth
więc stwierdzała pocichu, że jej poglądy szersze są
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/118
Ta strona została przepisana.