Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/130

Ta strona została przepisana.

można podobną sumę? Natrafił na złotą żyłę! Na żyłę niewyczerpaną! Planował, że zakupi mnóstwo najlepszych ubrań, zaprenumeruje jak najwięcej miesięczników i nabędzie wszystkie podręczniki, po które dotychczas biegać musiał do czytelni. Wciąż jednak pozostawała jeszcze ogromna niewydana suma. Dręczyło to Martina, dopóki nie zdecydował, że opłaci służącą Gertrudzie i kupi rower dla Marian.
W sobotę popołudniu wysłał nareszcie ogromny rękopis do „Towarzysza Młodzieży“, naszkicował plan artykułu o połowie pereł i wybrał się złożyć wizytę Ruth. Uprzedził telefonicznie i panienka raczyła wyjść na spotkanie aż do przedpokoju. Dawny, dobrze znany wiew zdrowia i siły powiał od chłopaka i ogarnął ją, jak ciepły wiatr. Zdawał się wdzierać w ciało dziewczęce, krążyć w głębi żył, niby płynny blask, i drżeć kazał od wchłaniania tej obcej potęgi, Martin pokraśniał ciepło, dotykając białej dłoni i patrząc w głębię błękitnych oczu, lecz mocny bronz nie uchronił szyi przed dawną czerwoną pręgą sztywnego kołnierzyka. Panienka zauważyła tę prążkę ze swawolnym półuśmiechem, który jednak znikł odrazu przy spojrzeniu na całość sylwety. Tym razem ubranie istotnie stroiło postać, smuklejszą i jakby wyrzeźbioną. Było to pierwsze ubranie Martina, robione na obstalunek; w dodatku sukienną czapkę zastąpił elegancki miękki kapelusz. Panienka kazała włożyć go na głowę i chwaliła łaskawie zmianę powierzchowności. Dawno już