nie czuła się tak szczęśliwa. Zmiana była przecie
jej dziełem, to też Ruth pyszniła się i zapalała ochotą dalszego pomagania reformom.
Najradykalniejszą jednak i dla Ruth najmilszą
była zmiana w sposobie mówienia. Martin wyrażał
się nietylko prawidłowiej, ale znacznie swobodniej,
i rozporządzał bez porównania bogatszym słownikiem. Tylko w chwilach podniecenia lub uniesienia
powracał do dawnego, chropowatego bąkania i połykania końcówek; niekiedy również przed nowoprzyswojonym wyrazem znać było pewne wahanie.
Wraz z łatwością mówienia zjawiła się też większa
swoboda i błyskotliwość myśli, co wprost zachwyciło dziewczynę. Teraz dopiero poznała jego swoisty typ humoru, który czynił chłopaka ulubieńcem
jego sfery, dotychczas zaś w obecności Ruth przepadał dla braku słów, niemożności wyrażenia. Martin zaczynał powoli oswajać się z nowem otoczeniem i coraz rzadziej czuł się jak intruz. Dowcipkował swobodnie, pociągając Ruth iskrzącą wesołością, lecz ani na chwile nie ośmielając się jej prześcigać.
Opowiedział o wszystkiem, co porabiał dotychczas, i zwierzył się nawet z planów dalszego kształcenia się i zarobkowania piórem. Zaskoczony został
niemile brakiem aprobaty ze strony panienki. Nie
podzielała jego zapału.
— Widzi pan — oświadczyła szczerze — pisanie jest ostatecznie takiem samem rzemiosłem, jak
każde inne. Nie wiem o tem, rzecz prosta, nic kon-
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/131
Ta strona została przepisana.