Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/132

Ta strona została przepisana.

kretnego, podzielam tylko ogólne mniemanie. Nie miałby pan przecież nadziei zostania kowalem bez trzy- lub może nawet pięcioletniej praktyki. Co zaś do literatów, to są oni lepiej płatni, niż kowale, gdyż walczyć muszą z o tyleż większą konkurencją. Niejeden bowiem chciałby pisać... chciałby móc pisać...
— Dlaczegóż przypuszcza pani, że nie mógłbym być specjalnie uzdolniony do twórczości literackiej? — zagadnął, napawając się pocichu brzmieniem wyszukanych słów. Równocześnie bujna wyobraźnia rzuciła mu przed oczy, niby na ekran olbrzymi, całą obecną scenę wraz z otulającą ją atmosferą, obok długiego szeregu scen dawnego życia — surowych, brutalnych, pierwotnych, zwierzęcych.
Bogata, skomplikowana wizja przemknęła z szybkością światła, nie wywołując przerwy w rozmowie, nie mącąc spokojnego toku myśli. Na ekranie fantazji ujrzał siebie i tę słodką a piękną dziewczynę; siedzieli, prowadząc wytworną rozmowę w salonie, oświetlonym falą jasnego blasku, pełnym książek, obrazów, dźwięków — całego bogactwa kultury. Równocześnie wyrastały z pamięci i ześlizgiwały się ku brzegom ekranu sceny wręcz odmienne, a każda natychmiast układała się w obrazy, które on, Martin, wybierać mógł i przesuwać wedle woli.
Poprzez drgające strzępy mgły, poprzez fale siwego tumanu, przeszytego strzałami purpurowych świateł, widział siebie pośród cow-boy’i, chlających gorzałę w trzeciorzędnym szynku; powietrze zakopcone naftową lampką, ciężkie od dzikich prze-