ro informacyjne. Wchodząc do bibljoteki publicznej, mam zawsze to samo wrażenie. Otóż, rzeczą
nauczycieli jest zapoznanie uczniów z rozkładem
biura i sposobem otrzymywania wiadomości; nauczyciele są przewodnikami po wielkim składzie informacyj. Oto wszystko. Nie dają nic z własnych
głów, nic nie tworzą. W składzie wszystko leży gotowe, rzeczą nauczyciela jest nauczyć szukać, nie
pozwolić zabłądzić. Co do mnie jednak — nie błądzę łatwo. Mam instynkt orjentacji, poprostu dobry niuch. Zawsze wiem, gdzie jestem... Co się stało? Czy znowu powiedziałem co złego?
— Ach, jakże można mówić „niuch“!
— Święta racja, — odrzekł chłopak z wdzięcznością. — Aha, więc gdzieśmy byli? W biurze informacyjnem, prawda. Otóż, widzi pani, bywają tacy faceci...
— Ludzie, osoby...
— Tacy ludzie, którzy koniecznie potrzebują
przewodników; ja zaś myślę, że trafię sam. Ostatniemi czasy spędziłem sporo godzin w owem biurze informacyjnem, niby w pokoju map na okręcie; już
prawie orjentuję się w rozkładzie; wiem, które mapy mam znaleźć, jakie kraje zwiedzić. Najwięcej
zwiedzę, wędrując sam jeden. Szybkość eskadry,
wie pani, równa się szybkości jej najpowolniejszego
statku; tak samo szybkość nauki w szkole stosuje
się do postępu najsłabszych uczni. Mogę wziąć większe tempo, niż cała klasa dzieci.
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/142
Ta strona została przepisana.