Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/15

Ta strona została przepisana.

my dotknięciem i spojrzeniem. Z pośród oglądanych książek znał jedną tylko. Poza tem były to dlań dzieła obce i twórcy nieznani. Natrafił wreszcie na tom Swinburna i począł czytać uważnie, z twarzą rozpromienioną, zapomniawszy odrazu, gdzie się znajduje. Dwukrotnie zamykał książkę (przytrzymując wielkim palcem czytaną stronicę), aby uprzytomnić sobie nazwisko autora. Swinburne — trzeba zapamiętać to imię. Ten człowiek ma oczy nie od parady! Widywał barwy w życiu i umiał patrzeć na światło. Tak, ale któż to był Swinburne? Czy umarł sto lat temu, jak większość poetów, czy żyje jeszcze i pisze? — Zawrócił ku tytułowej stronicy. Tak, napisał jeszcze inne rzeczy. Dobrze. Zaraz jutro trzeba iść do bezpłatnej czytelni i postarać się o parę tomów tego Swinburna. Znowu pogrążył się w czytaniu i zapomniał o świecie. Nie zauważył nawet, że do pokoju weszła młoda kobieta. Ku rzeczywistości przywołał go dopiero głos Artura i słowa:
— Ruth, oto jest pan Eden.
Książka została natychmiast założona wielkim palcem, a chłopaka, zanim się zdołał odwrócić, przeszyło nowe i nieoczekiwane wrażenie: nie wywołało go ukazanie się panny, lecz słowa jej brata. W tem ciele atlety taił się cały splot przeczulonej wrażliwości. Za najlżejszem dotknięciem świata zewnętrznego, myśli, sympatje, odczucia wybuchały i chybotały, niby płomień na wietrze. Był niezwykle pobudliwy i subtelny; wyobraźnia o napięciu nieustannie wysokiem pracowała bez przerwy, chwytając