nych bardziej naocznie, niż widzieć je potrafił przeciętny student w najprawdziwszem laboratorjum. Martin wędrował przez ciężkie od wiedzy stronice, olśniony zawsze na nowo każdem odsłonięciem tajemnic istoty rzeczy. Dotychczas wchłaniał był świat, jako taki, teraz zaczynał pojmować jego budowę, wspaniałe zmaganie i współdziałanie materji i energji. Nagle zrozumienie spraw i rzeczy, z któremi stykał się dawniej, rozbłyskało co chwila w umyśle chłopaka. Teorja dźwigni i bloku zachwyciła go, a pamięć natychmiast pobiegła wstecz ku blokom okrętowym i olinowaniu statków. Pojął również zasady nawigacji, dzięki którym okręt nieomylnie odnajdywał drogę swą na pustem bezdrożu oceanu. Tajemnice deszczu, burzy i przypływu odsłoniły się odrazu, jak również przyczyny istnienia północno-wschodnich passatów. Ostatnie odkrycie kazało mu przypuszczać, iż artykuł swój napisał był przedwcześnie, a przynajmniej, iż teraz napisałby znacznie lepiej. Pewnego popołudnia udał się z Arturem na wykład do Uniwersytetu Kalifornijskiego, gdzie z zapartym oddechem i religijną trwogą wysłuchał wykładu fizyki, zwiedził laboratorja i przyjrzał się doświadczeniom.
Pomimo wszystko nie zaniedbywał pisania. Cały potok króciutkich nowel spływał mu z pod pióra; próbował też łatwiejszych rodzajów wiersza — wzorując się na spotykanych po czasopismach, kiedyś zaś ostatecznie stracił głowę i zmarnował całe dwa tygodnie na tragedję, pisaną wierszem białym.
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/152
Ta strona została przepisana.