wa, więc niewiadomo co począć, są dwa bilety, i jeśli Martin nie wybiera się dziś nigdzie, to czy nie
zechciałby jej towarzyszyć?
Czyby nie zechciał? Przemocą zdusił radość głosu. Niesłychane! Dotychczas widywał Ruth tylko
w jej domu; nigdy nie ośmielił się prosić, by poszła z nim gdziekolwiek. Nagle, nieoczekiwanie,
wciąż jeszcze rozmawiając przez telefon, zapragnął
namiętnie umrzeć za tę dziewczynę. Wizje bohaterskich poświęceń zapalały się i gasły w rozgorączkowanej głowie. Kochał tak bardzo, tak straszliwie,
tak beznadziejnie. W tym momencie nieprzytomnej
szczęśliwości, kiedy Ona, ubóstwiana, raczy pójść
na odczyt z nim, Martinem Edenem — śmierć za
Nią wydała mu się jedynym sposobem okazania
wdzięczności. Była to wspaniała ofiarność serca,
znana każdemu, kto kiedykolwiek kochał prawdziwie.
Przyszła nagle, podczas banalnej rozmowy, w zamieci ognistej glorji. Umrzeć za Ruth — wiedział
napewno — znaczyło dobrze przeżyć życie i dobrze
umieć kochać. A lat miał przecie dwadzieścia jeden
i nie znał dotychczas miłości. Ręka drżała, kiedy
wieszał słuchawkę, i osłabł cały od nawałnicy wzruszenia. Oczy mu lśniły, twarz miał przeobrażoną,
oczyszczoną z marności ziemskich, uduchowioną
i świętą.
— Randka na mieście, hę? — zgrzytnął zębami
szwągierek. — Wiemy, co to znaczy; ani chybi,
skończy się w policji!
Martin jednak nie mógł zstąpić z wyżyn. Nawet
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/159
Ta strona została przepisana.