Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/163

Ta strona została przepisana.

tak czysto rzeźbiona, jak kamea. I oczy też bardzo piękne.
— Tak pani sądzi? — rzucił Martin obojętnie; dla niego istniała jedna tylko piękna kobieta na ziemi, a ta raczyła iść obok, z rączką wspartą na jego ramieniu.
— Czy tak sądzę? Ależ panie Eden, gdyby ta dziewczyna miała jakie takie pojęcie o ubieraniu się, i gdyby nauczono ją ładnych ruchów, oczarowałaby zarówno pana, jak wszystkich zresztą mężczyzn.
— Należałoby przedtem nauczyć ją mówić — zauważył — inaczej oczarowani mężczyźni nie zrozumieliby jej zupełnie. Pewien jestem, że pani nie wiedziałaby, co znaczy każde z jej „naturalnych“ wyrażeń.
— Nonsens! Pan jest równie nieznośny jak Artur, kiedy chce postawić na swoim.
— Zapomina pani, jak pięknie mówiłem ja sam, kiedyśmy się poznali. Od tego czasu nauczyłem się właściwie nowego języka. Dawniej mówiłem tak, jak dziś mówi ta dziewczyna; dzisiaj zaś pokusić się mogę o tłumaczenie w pani języku, dlaczego pani nie zrozumie tamtej mowy. A czy pani wie, dlaczego ta dziewczyna tak krzywo się trzyma? Dawniej nie myślałem o takich rzeczach, lecz teraz myślę i zaczynam rozumieć... niejedno.
— Więc dlaczegóż?
— Dlatego, że całemi latami pracowała przy maszynie. Młode ciało jest plastyczne, ciężka praca ura-