Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/166

Ta strona została przepisana.
Rozdział XIII

Improwizowany klub rezonujących socjalistów i filozofów ze sfer robotniczych, zbierający się pogodną godziną popołudnia w Parku Ratuszowym, — pomógł Martinowi do wielkiego odkrycia. Raz lub dwa razy na miesiąc, mijając park po drodze do bibljoteki, chłopak zsiadał z roweru, przysłuchiwał się argumentom i za każdym razem wycofywał się z żalem. Ton dyskusji znacznie mniej był wzniosły, niż przy stole państwa Morse. Mówcy ani zbyt godni, ani zbyt poważni. Z łatwością tracili panowanie nad sobą, częstowali się wymysłami, przekleństwa zaś i obelgi również nie były rzadkością. — Ze dwa razy Martin widział nawet, jak doszło do bójki. A jednak, pomimo wszystko, czuło się coś żywego i prawdziwego w myślach tych ludzi. Ich retoryka znacznie mocniej zaciekawiała umysł, niż opanowane i spokojne dogmaty pana Morse. Ludzie ci, mówiący zabójczą angielszczyzną, gestykulujący jak lunatycy, zwalczający ideje przeciwników z pierwotną zaciekłością dzikiego, zdawali się jednak być bliższymi życia, niż pan Morse i jego nieodstępny druh, pan Butler.