Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/17

Ta strona została przepisana.

pozostało w świadomości miejsca. Jak przez mgłę ujrzał wysmukłą rękę, zbliżającą się ku jego dłoni. Panienka patrzyła prosto w oczy, podając rękę krótko i mocno, prawie po męsku. Kobiety, które znał był dotychczas, nie podawały ręki w ten sposób. Przeważnie zresztą nie podawały jej wcale. W jednej chwili przepłynął mu przez mózg wezbrany potok skojarzeń, wizyj kobiet, znanych kiedykolwiek. Szybko jednak otrząsnął się z obojętnych wspomnień i zapatrzył w zjawisko. Nigdy nie widział tak cudnej kobiety. Eh, te, które znał dotychczas! Nagle z obu stron Ruth pojawił się mglisty szereg postaci. Przez sekundę, rozpostartą prawie w nieskończoność, znalazł się jakby przed galerją portretów, pośród której królowała Ruth, na drugim zaś planie przesuwał się zwolna barwny korowód kobiecych postaci. Każda przejść musiała ogniową próbę porównania. Ujrzał wynędzniałe, chorowite twarze młodych robotnic fabrycznych i głupie, wyzywające uśmiechy dziewcząt z Południowego Rynku. Przesunęły się wieśniaczki, pasące bydło po łąkach, i smagłolice kobiety Starego Meksyku z wiecznym papierosem w ciemnych wargach. Te zkolei ustąpiły miejsca krągłym, jak lalki drobnym Japoneczkom, potupującym nóżkami w drewnianych chodakach. Minęły mu przed oczyma regularne twarze kobiet eurazyjskich, znaczone piętnem zwyrodnienia, poczem nasunęły się wizje archipelagów południowych i bujne, ogorzałe ciała kobiece, wieńczone świeżemi kwiatami. Wszystkie te majaki za-