Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/172

Ta strona została przepisana.

serwator, co patrzy, znajduje i bada wszystko, cokolwiek zapragnie. Im więcej zaś wiedział, tem namiętniej uwielbiał wszechświat, jego życie i swoje własne pośród niego istnienie.
— Ty warjacie, — przemawiał niekiedy do swego odbicia w lustrze. — Chciałeś pisać, próbowałeś pisać, a nie miałeś nic we łbie, o czem pisaćby warto. Cóżeś tam miał? Garstkę dziecinnych spostrzeżeń, trochę niedopieczonych sentymentów, całe mnóstwo niedojrzałego piękna, serce przepełnione miłością i ambicją tak wielką, jak miłość, a tak nieporadną, jak twoje nieuctwo. I ty chciałeś pisać! Byłeś przecie u samego startu do zdobywania czegoś, o czem wogóle pisać można. Jakeś się ważył stwarzać piękno, nie wiedząc nic o samej piękna istocie? Chciałeś pisać o życiu, nie znając jego cech zasadniczych. Chciałeś pisać o świecie, a zasada jego egzystencji była ci obca. Cóż mógłbyś powiedzieć, prócz: nic nie wiem? Ale uszy do góry, Martin, mój chłopcze! Będziesz jeszcze pisał. Umiesz mało, bardzo mało, ale jesteś na dobrej drodze. Pewnego dnia, jeśli szczęście dopisze, zbliżysz się nieco do możności wiedzenia tego, co wiedzieć należy. Wtedy będziesz pisał.
Zwierzył Ruth swe Wielkie Objawienie, dzieląc się z nią cudem swej radości. Panienka jednak nie okazana zbytniego entuzjazmu. Taktownie wysłuchała; zdawała się znać tę sprawę z własnych studjów, nie wstrząsnęło to nią jednak tak głęboko, jak Martinem. Chłopak byłby niemile zdziwiony,