Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/173

Ta strona została przepisana.

gdyby sobie nie wyperswadował, że Ruth zdążyła już oswoić się z tem, co dla niego miało upajającą świeżość. Artur i Norman, jak się okazało, wierzyli w ewolucję i czytali Spencera, nie doznali jednak żadnego wstrząsającego wrażenia. Zato czubaty młodzieniec w binoklach, Will Olney, sarknął nieżyczliwie i powtórzył znany już Martinowi aforyzm: „Niemasz Boga, prócz Niepoznawalnego, a Herbert Spencer, jego prorok“.
Martin jednak przebaczył mu to sarknięcie, ponieważ odkrył, iż Olney nie jest bynajmniej zakochany w Ruth. Zczasem zdołał nawet z pewnych drobnych szczegółów wywnioskować, iż Olney nie¬ tylko nie dba o względy panny, lecz odwrotnie, czuje do niej zdecydowaną antypatję.
Martin nie mógł tego zrozumieć. Fenomen taki nie dawał się pogodzić z innemi fenomenami świata. Pomimo to, Martin współczuł szczerze młodzieńcowi, któremu jakiś dziwaczny kaprys natury nie pozwala odczuć piękna i subtelności dziewczyny. Nieraz w niedzielę wyjeżdżali wszyscy razem na rowerach za miasto i Martin miał sposobność obserwowania stanu zbrojnej neutralności, istniejącej pomiędzy Ruth o Olney‘em. Ten ostatni przyjaźnił się z Normanem i pozostawiał Arturowi i Martinowi dotrzymywanie towarzystwa panience, za co Martin odczuwał dlań prawdziwą wdzięczność.
Niedziele podobne uważał za dni wielkiego święta. obcował bowiem na równej stopie z młodymi