ra. Będąc jednak sobą, doszedł do wniosku, iż światopogląd spencerowski jest nader przekonywający,
to też (jak sformułował sam sobie) wyparcie się
Spencera byłoby równe tej nieostrożności, jaką popełnia żeglarz, wyrzucając za burtę kompas i chronometr. Tak więc przeszedł Martin na gruntowne
studja teorji ewolucji, coraz bardziej opanowując
przedmiot i czując się podtrzymanym przez głosy
tysięcy niezależnych pisarzy. Im bardziej zaś studjował, tem więcej odkrywał dziedzin niepoznanych, wobec czego żal, iż doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny, prześladował go chronicznie.
Pewnego razu, z powodu tej nieznośnej krótkości dnia, Martin zdecydował rzucić algebrę i geometrję. Trygonometrji jeszcze nawet nie zaczynał.
Po niejakim czasie wykreślił również chemję ze
spisu swych nauk.
— Nie jestem specjalistą — bronił się przed
Ruth, — ani nie mam zamiaru nim zostać. Zbyt
dużo jest olbrzymich dziedzin wiedzy, żeby jeden
człowiek opanować mógł choćby dziesiątą część
przez czas swego życia. Chodzi mi o zdobycie ogólnego wykształcenia. Jeśli będę potrzebował jakichś
wiadomości specjalnych — zajrzę do dzieł specjalistów.
— O ileż lepiej posiadać to wszystko samemu! — zaprotestowała panienka.
— Zupełnie zbyteczne. Należy tylko umieć korzystać z pracy specjalistów. Od tego właśnie są
specjaliści. Wchodząc tu, zauważyłem kominiarzy
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/175
Ta strona została przepisana.