Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/179

Ta strona została przepisana.

czy umiłowana kobieta rozumuje słusznie, czy niesłusznie. Miłość przerasta rozum. Mimo, że Ruth nie oceniła jego szlachetnego pragnienia konkretnych zdobyczy, nie stała się przez to ani trochę mniej godna kochania. Po dawnemu była nieskończenie pociągająca, a to co myślała nie zmniejszało ani trochę jej ponęt.
— O co chodzi? — zapytał nagle Martin, usłyszawszy zwrócone ku sobie jakieś pytanie 0lney’a.
— Powiadam właśnie, że mam nadzieję, iż nie będzie pan tak nierozsądny, żeby się brać do łaciny.
— Łacina, to więcej niż kultura — przerwała Ruth — to podstawa wszelkiej kultury.
— No cóż, wobec tego weźmiesz się pan do łaciny? — nastawał Olney.
Martin był zakłopotany. Czuł, że Ruth czeka niecierpliwie na jego odpowiedź.
— Przypuszczam, że nie będę miał czasu — wyrzekł nareszcie. — Chciałbym, ale nie zdążę.
— Widzi pani, Martin nie szuka kultury jako takiej — wywnioskował Olney, — co innego chce zdobyć, do czego innego dojść.
— O, ale łacina jest doskonałym treningiem; stwarza dyscyplinę umysłową. — Ruth spojrzała wyczekująco na Martina, jak gdyby spodziewając się, że chłopak zmieni zdanie. — Rzecz wiadoma, że np. miłośnicy foot-ball’u trenują się przed decydującą grą. Treningiem myśliciela jest łacina.
— Tralala! Wmawiają nam to w dzieciństwie, ale jest coś, czego nie mówią nam wcale. Zczasem