Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/180

Ta strona została przepisana.

dopiero domyślamy się sami. — Olney spauzował dla efektu i wreszcie dokończył: — Mówią nam, że każdy gentleman powinien uczyć się łaciny, nie powiedzą jednak nigdy, że gentleman powinien łacinę umieć.
— O, przepraszam, to już jest nieładnie! — zawołała Ruth. — Wiedziałam, że pan tak skieruje rozmowę, żeby się móc wykręcić.
— Jest nietylko ładnie, ale i rozumnie — odparował Olney. — Jedyni ludzie znający dziś u nas łacinę, to aptekarze, prawnicy i profesorowie tejże łaciny. Jeżeli Martin pragnie zostać jednym z nich, cofam się na całej linji. Ale cóż to ma wspólnego ze Spencerem? Martin odkrył właśnie Spencera i szaleje. Dlaczego? Bo Spencer prowadzi go w pewnym kierunku. Ten sam Spencer jednak nie zaprowadzi nigdzie pani ani mnie. My bowiem nie mamy dokąd iść. Pani wyjdzie zczasem zamąż, ja zaś nie będę miał nic lepszego do roboty, jak pilnowanie adwokatów i agentów handlowych, obracających kapitałami, które po najdłuższem życiu pozostawić mi raczy papa.
Olney wstał, żeby wyjść, ale przy drzwiach odwrócił się jeszcze i cisnął pożegnalną strzałę:
— Radzę dać spokój Martinowi, panno Ruth. On sam najlepiej wie, czego mu potrzeba. Niech pani spojrzy tylko na rezultaty dotychczasowe. Doprawdy, Martin mnie zawstydza. Wie więcej o życiu, ziemi, ludziach i wszelkich sprawach tego świata, niż Artur, Norman, ja, a wreszcie nawet pani, po-