Nie ze względu na Olney’a i nawet naprzekór
miłości swej dla Ruth, zdecydował Martin ostatecznie nie brać się do łaciny. Pieniądze — to czas, tyle
zaś było rzeczy pilniejszych niż łacina, tyle wiedzy
nietkniętej, natrętnie kuszącej. Pozatem — należało przecie pisać, należało zarabiać. Dotychczas nic
jeszcze nie przyjęto do druku. Dwie pliki rękopisów
wędrowały bez końca od redakcji do redakcji. W jaki sposób udaje się innym? Martin spędzał długie
godziny w bezpłatnej czytelni, przeglądając to, co
napisali inni, studjując cudzą pracę uważnie i krytycznie, porównywając ją z własną i podziwiając
szczerze ów tajemniczy sposób, który umożliwił im
sprzedaż utworów.
Oszołomiała go ogromna ilość drukowanego materjału, zupełnie martwego. Ani światła, ani ruchu,
ani barwy, ani najlżejszego oddechu życia, a jednak
wszystko szło, szło, po dwa centy za wyraz, po dwadzieścia dolarów za tysiąc, jak obwieszczały reklamy. Martina gniewały niezliczone ilości krótkich
opowiadań, pisanych lekko i niegłupio, (przyznać to musiał), lecz najzupełniej pozbawionych reali-
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/183
Ta strona została przepisana.
Rozdział XIV