Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/190

Ta strona została przepisana.

Lecz jak? Język mój jest niby w okuciu. Spróbowałem chociażby w tej chwili wyrazić pani żywem słowem wrażenie, jakie czyni na mnie aromat trawy, a przecież nie udało mi się. Zaplątałem się tylko w niezdarne słowa. Mnie samemu wydają się one śmieszne. A jednak bezustannie pali mię chęć wypowiedzenia... O! — desperacko strzepnął rękami — to jednak jest niemożliwe, niepojęte, niewyrażalne!
— Ależ pan mówi bardzo dobrze — nastawała panienka. — Proszę tylko pomyśleć, jak wielkie postępy zrobił pan przez krótki czas naszej znajomości! Taki pan Butler np. jest ogólnie znanym mówcą. Komitet Wyborczy Stanu prosi go zawsze o publiczne oracje podczas kampanji. Tymczasem pan mówi równie dobrze jak pan Butler zeszłego wieczoru przy obiedzie. Co prawda nie jest pan tak opanowany, zanadto się pan unosi. Ale to przejdzie z chwilą nabrania wprawy. Cóż, mógłby pan zostać dobrym mówcą, zajść bardzo daleko... gdyby pan tylko zechciał. Pan umie narzucić swój autorytet, pociągnąć za sobą słuchacza. Dlaczegóż nie miałoby się udawać ze wszystkiem tak, jak naprzykład z przyzwoitą angielszczyzną? Mógłby pan zostać wybitnym adwokatem! Rej wodzić w polityce! Nic nie przeszkadza panu zrobić karjerę niegorszą niż Butler. Nie mówiąc, rzecz prosta, o jego stanie zdrowia — dodała z uśmiechem.
Rozmawiali dalej. Ruth po swojemu, uprzejmie, lecz stanowczo wracając niejednokrotnie ku potrzebie gruntownych podstaw wykształcenia i ku pełnej