sfery nie rozmawiają o podobnych sprawach, a być może, wogóle o nich nie wiedzą.
Nawiązana rozmowa utknęła w miejscu. Po chwili panienka zapytała umyślnie o bliznę na policzku. Zauważył, iż stara się zniżyć w ten sposób do jego poziomu, i natychmiast postanowił, że będzie odwrotnie: on wzniesie się ku niej.
— To tylko przypadek, — odrzekł, dotykając policzka. — Którejś nocy, podczas ciszy na pełnem morzu, urwała nam się lina do podnoszenia bomu[1] przy wielkim maszcie, a za nią część takelunku[2]. Lina była stalowa i wiła się w powietrzu jak wąż. Cała warta starała się ją złapać, mnie jednemu się to udało, ale zato pociągła mnie po twarzy jak się patrzy.
— O, — powtórzyła panienka, tym razem z akcentem zrozumienia, choć w rzeczywistości nie domyślała się nawet co znaczy „bom“, albo „takelunek“.
— Ten Swineburne... — zaczął Martin, w myśl swego planu, wymawiając jednak w nazwisku niefortunne długie „i“[3].
— Kto taki?
- ↑ Bom, — drąg poziomy, przytwierdzony zapomocą widełek do masztu i drugim końcem zawieszony na linie. Służy do wyciągania dolnego tylnego rogu skośnego żagla — trajsla.
- ↑ Takelunek — system lin i łańcuchów, służący do podtrzymywania omasztowania i manewrowania żaglami (terminy morskie według słownika Zaruskiego, przyp. tłom.).
- ↑ Wymówił Swajnborn, zamiast Swinborn.