Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/247

Ta strona została przepisana.

zebrać rezerwy przed nowym atakiem na wydawców. Pieniądze są, jak wiadomo, nerwem wojny. A w mojem położeniu pieniądze i cierpliwość.
— Ależ, jeżeli chodzi tylko o pieniądze, czemu nie pozostał pan w pralni?
— Dlatego, że w pralni stawałem się zwierzęciem. Nadmiar pracy tego rodzaju prowadzi do pijaństwa.
Spojrzała ze zgrozą w oczach.
— Czy to ma znaczyć, że?... — szepnęła. Mógł się łatwo wykręcić, lecz był szczery instynktownie i nie zapomniał dawnego postanowienia: nie ukrywać nic bez względu na to, co się stanie.
— Tak jest — odrzekł. — Właśnie to. Niejednokrotnie.
Zadrżała i odsunęła się.
— Nie znałam jeszcze mężczyzny, któryby czynił coś podobnego, któryby mógł uczynić coś podobnego!
— Widocznie żaden nie pracował w pralni przy Gorących Źródłach — zaśmiał się gorzko Martin. — Praca jest rzeczą dobrą. Jest nawet rzeczą konieczną dla zdrowia, jak się to mówi na kazaniach. Bóg świadkiem, że nigdy nie bałem się pracy, ale nawet rzeczy dobrych nie powinno być za wiele, a tak jest właśnie w pralni. Dlatego ruszam na wodę. Przypuszczam, że już po raz ostatni. Gdy wrócę — zaczną mnie drukować; jestem tego pewien.
Ruth milczała chłodno, bez współczucia, chłopak