Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/276

Ta strona została przepisana.

niema obawy. Matka pani zgodzi się napewno na nasze małżeństwo. Za bardzo panią kocha.
— Nie chciałabym łamać jej serca — rzekła Ruth w zamyśleniu. Martin miał ochotę upewnić ją, że serca macierzyńskie nie są tak łatwe do złamania, ale powiedział tylko: — Miłość jest największą rzeczą na świecie.
— Czy pan wie, że pan mnie czasem przeraża? Teraz również przerażona jestem na samą myśl o tem, czem pan był dawniej. Pan powinien być dla mnie bardzo, bardzo dobry. Proszę pamiętać, że ja ostatecznie jestem poprostu dzieciak. Nigdy jeszcze nie kochałam.
— Ja również. Oboje jesteśmy dzieci. I bardzo szczęśliwi ludzie, co znaleźli w sobie nawzajem swoją pierwszą miłość.
— To niepodobna! — wykrzyknęła dziewczyna, wyrywając się z jego objęć szybkim, gwałtownym ruchem. — Niepodobna, żeby pan... pan, który był marynarzem, a marynarze... ja wiem... słyszałam... są... są...
Głos jej załamał się i ucichł.
— Posądzani są o to, że w każdym porcie mają inną żonę? — dokończył Martin. — Wszak to chciała pani powiedzieć?
— Tak! — odrzekła cichutko.
— Ależ to nie ma nic wspólnego z miłością — mówił poważnie Martin. — Bywałem w wielu portach, ale nigdy nie zaznałem nawet przelotnego dotknięcia miłości, dopóki nie ujrzałem pani. Czy pani