— Proszę mnie nie sądzić! narazie dam spokój
sztuce i abstrakcji. Wezmę się do twardej, prozaicznej, realnej pracy — do zarobkowania. Obliczyłem, że opłaci się to lepiej, niż gdybym ruszył
w morze, albo wziął posadę. Cóż zresztą za posadę dostać może w Oakland człowiek bez fachowego wykształcenia? Widzi pani, wakacje, na które
sobie teraz pozwoliłem, dały mi pewną perspektywę.
Nie zapracowywałem się na śmierć, nie pisałem —
przynajmniej nie do druku. Jedynem mojem zajęciem była miłość i myślenie. Czytałem też trochę,
ale było to właściwie również myślenie. Zresztą,
czytałem przeważnie czasopisma. Myślałem i wypracowywałem sobie poglądy na samego siebie, na
świat, na swoje miejsce w świecie i na szanse zdobycia takiego miejsca, które byłoby godne pani.
Czytałem również „Filozofję stylu“ Spencera i znalazłem tam mnóstwo rzeczy bezpośrednio jak gdyby dotycząccyh mnie, a raczej tego, com napisał,
albo może jeszcze dokładniej tego, co stosami całemi drukuje się po czasopismach.
— Otóż rezultatem ostatecznym wszystkiego — myślenia, czytania i miłości — jest to, że na czas
pewien zaprzęgam się do jarzma, wstępuję na służbę Mamony. Porzucam pracę dla sztuki — będę
robił czarną robotę: wierszyki, żarciki, artykuliki,
recenzyjki, aktualności i wszelkie plewy — towar,
którego tak bardzo łaknie rynek. Istnieją syndykaty literackie, centrale redakcyjne, syndykaty wyłącznie na towar beletrystyczny, na towar do dodatków
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/286
Ta strona została przepisana.