Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/287

Ta strona została przepisana.

niedzielnych. Mogę się tem zająć i wyrabiać materjał, na który jest popyt, zarabiając przy tem niezły ekwiwalent pensji urzędniczej. Istnieją, wie pani, tacy literaci, co zarabiają „z wolnej ręki“ po czterysta i pięćset dolarów miesięcznie. Nie mam do tego pretensji. Chciałbym tylko zarobić na życie beztroskie i mieć przytem dużo czasu dla siebie, naco nie pozwoli mi żadna posada.
— Czas zaoszczędzony poświęcałbym nauce i twórczości prawdziwej. W pracy rzemieślnika znalazłbym pauzy na pracę artysty. Wprawiałbym sobie pióro, przeprowadzał studja literackie, przygotowywał do tworzenia dzieł sztuki. Mogę śmiało powiedzieć, że zdumiewają mnie rezultaty już osiągnięte! Kiedy po raz pierwszy wziąłem pióro do ręki, nie miałem o czem pisać, za wyjątkiem paru mizernych przeżyć, których nie rozumiałem nawet i nie potrafiłem ocenić. Myśli brakło mi jednak, doprawdy brakło. Zresztą, nie znałem nawet słów potrzebnych do ich sformułowania. Przeżycia moje były chaosem pozbawionych znaczenia obrazów. Zacząłem jednak dopełniać powoli wiadomości i słownik. W tych samych przeżyciach zobaczyłem coś więcej ponad chaos. Obrazy pozostały, lecz znalazłem dla nich ramy i oświetlenia. Wtedy zacząłem pisać wcale niezłe rzeczy: „Przygodę“, „Radość“, „Garnczek“, „Wino Życia“, „Gwarną Ulicę“, „Cykl Miłosny“, „Liryki Morza“. Dzisiaj wiem, że pisać będę jeszcze więcej i lepiej. Lecz tylko w zaoszczędzonych dla siebie godzinach. Przestanę „bujać po