obłokach“. Najpierw zarobek i czarna robota — potem twórczość prawdziwa. Specjalnie dla przekonania pani napisałem wczoraj z pół tuzina żarcików
dla tygodnika humorystycznego. Skończywszy, zabierałem się do snu, kiedy nagle przyszedł mi pomysł humorystycznego trioletu. Jeszcze raz wziąłem
pióro i — w godzinę napisałem cztery. Warte są
chyba po dolarze sztuka. Ewentualnie więc cztery
dolary za błahostkę, wymyśloną po drodze do łóżka.
— Wiem dobrze, że nie ma to żadnej wartości
głębszej — jest poprostu głupiem i marnem wypracowaniem; nie jest jednak głupsze i marniejsze,
niż prowadzenie ksiąg rachunkowych za sześćdziesiąt dolarów miesięcznie, lub dodawanie nieskończonych kolumn cyfr aż do śmierci. Pozatem, nawet marne rzemiosło literackie daje mi kontakt
z ruchem literackim wogóle i zostawia czas na pracę
godniejszą i wartościowszą.
— Ale poco te „godniejsze“ i „wartościowsze“
rzeczy, te „dzieła sztuki“? — przerwała Ruth. —
Nie można ich przecie sprzedać?
— O, będzie można — zaczął, lecz panienka
przerwała.
— Wszystko, co pan wymienił i co pan sam uważa za dobre, nie daje się jednak sprzedać. Nie możemy przecie pobrać się na rachunek „Dzieł sztuki“,
których nikt nie kupuje!
— No to pobierzemy się na rachunek triolecików, które kupi każdy, — upewnił ochoczo, obej-
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/288
Ta strona została przepisana.