mując ją ramieniem i tuląc mocno swoje niezgodne,
nieznośne kochanie.
— Proszę tylko posłuchać — ciągnął dalej z wrastającą wesołością. — Nie jest to sztuka, ale jest
dolar:
Kiedy on wszedł do środka,
ja stanąłem u płotka.
Chciał pożyczyć koniecznie,
Prosił długo i grzecznie.
Lecz nie dostał nic! —
Więc ja wszedłem do środka,
A on stanął u płotka.
Wesoła żartobliwość, jaką Martin okrasił żarcik, odbiła rażąco od niechęci, występującej na
twarzyczce Ruth w miarę słuchania. Gdy skończył, panienka nie obdarzyła go nawet uśmiechem.
Patrzała poważnie, choć ze wzburzeniem.
— Może to jest dolar — rzekła — ale dolar błazna, napiwek klowna. Czyż pan nie widzi, że to jest
poniżające? Chciałabym, żeby człowiek, którego kocham i szanuję, zajął się czemś wyższem i godniejszem nad dostarczanie gawiedzi błazeńskich sztuczek!
— Jednem słowem chciałaby pani, żebym był taki, jak pan Butler? — zagadnął Martin.
— Wiem, że pan nie lubi pana Butlera... — zaczęła panienka.
— Owszem, owszem, pan Butler jest sobie wcale
niczego. Tylko owa dyspepsja nie zachwyca mnie
zbytnio. Ale, daję słowo, nie widzę żadnej różnicy