I w tej samej chwili porwała go taka wściekłość
na własne samochwalstwo, że wpił obie dłonie w poręcze fotela, aż chrusnęły palce. Równocześnie zorjentował się, że do pokoju weszła jakaś pani. Widział, jak Ruth zerwała się z miejsca i śpiesznie
pobiegła ku wchodzącej. Uściskały się i, objąwszy
ramionami, szły w jego stronę. — To pewnie matka — pomyślał.
Była to wysoka blondyna, o wyniosłej postawie
i pięknej twarzy. Strój jej odpowiadał wspaniałości otoczenia. Oczy chłopaka rozkoszowały się niewypowiedzianą linją jej sukien. Nowoprzybyła pani i jej tualeta przypomniały mu żywo postacie kobiet, widywane na scenie. Potem przyszło mu na
myśl, że równie wspaniałe damy widywał niekiedy
przed wielkiemi teatrami Londynu, gdy podjeżdżały
karety, jego zaś, przyglądającego się zdaleka, odpędzał policeman na deszcz, w ciemność ulicy. Później stanął mu przed oczyma Grand Hotel w Yokohamie, gdzie również nieraz, stojąc na chodniku,
obserwował wielkie damy. I nagle barwne ulice
i tłoczny port Yokohamy migać poczęły w przeczulonej wyobraźni. Ale odsunął gwałtem natrętny kalejdoskop, zmuszony do tego palącem wymaganiem rzeczywistości. Wiedział, że powinien wstać,
aby zostać przedstawionym. Dźwignął się więc z wysiłkiem, przyczem zmięte spodnie wydęły się w balony na kolanach, ramiona zwisły beznadziejnie
z obu stron ciała, a twarz przybrała wyraz gotowości poddania się nadchodzącej torturze.
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/29
Ta strona została przepisana.