między układaniem humorystycznych wierszy, a tłuczeniem maszyny, pisaniem listów pod dyktando,
lub prowadzeniem ksiąg rachunkowych. Wszystko
to jest przecie środkiem do jakiegoś celu. Według
teorji pani powinienem zacząć od prowadzenia książek, żeby zostać zczasem popularnym adwokatem
lub doskonałym handlowcem. Według mnie — powinienem zacząć od czarnej roboty literackiej, żeby
zczasem zostać dobrym autorem.
— Jest przecie pewna różnica — nastawała Ruth.
— Jaka?
— Taka, że pańskie dobre utwory — te, które
pan sam dobremi nazywa — nie dają się sprzedać.
Pomimo wszelkich prób — pan wie o nich najlepiej — wydawcy nie chcą nic kupić.
— Zostaw mi trochę czasu! Zostaw mi trochę
czasu, najdroższa! — błagał chłopak. — Obecna
czarna robota jest tylko surogatem, nie traktuję jej
poważnie. Poczekaj dwa lata! W przeciągu tych
dwu lat dopnę swego, i wydawcy sami prosić będą
o moje dobre rzeczy. Wiem, co mówię. Wierzę w siebie. Wiem, co mam w sobie. Wiem, czem
jest dotychczas nasza literatura. Znam stosy miernoty, płodzonej przez rozmaitych drobnoludków. I pewien jestem, że po upływie dwu lat będę na drodze do szczytów powodzenia. W zawodzie zaś handlowym nigdy do niczego nie dojdę. Nie mam jakoś sympatji do handlu, wydaje mi się to marne,
głupie, chciwe, chytre, a co za tem idzie — niezupełnie czyste. Prócz tego nie mam w tym kierunku
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/290
Ta strona została przepisana.