Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/314

Ta strona została przepisana.

mi, jakby uciekła z domu warjatów. Jeśli więc każą mi wierzyć w istnienie sceny miłosnej pomiędzy piękną, smukłą królewną, a niemniej pięknym, romantycznym królewiczem — nie, darujcie, nie mogę! Nie mogę, i basta. To brednie! to absurd, to jest zbyt już nierealne. Tu właśnie dochodzimy do sedna rzeczy: nierealne. Nie powie mi pani chyba, że kiedykolwiek ktokolwiek na świecie wyrażał tak swoją miłość. Cóż, czy nie dostałbym za uszy, gdybym w ten sposób spróbował okazać ją pani?
— Ależ pan źle zrozumiał — protestowała Ruth. — Każda sztuka z natury rzeczy mieścić się musi w pewnych granicach (starała się przypomnieć sobie wykład uniwersytecki o konwencjonalizmie w sztuce). — Malarstwo ograniczone jest przez to, iż płótno ma tylko dwa wymiary, a jednak przyjmujemy złudzenie brył trójwymiarowych, które na płaszczyznę rzuca talent artysty. W twórczości znów literackiej pisarz musi być wszechmogący. Przyjmujemy jako fakt najzupełniej uzasadniony, iż autor zna najskrytsze myśli bohaterki, a przecież zdajemy sobie sprawę, iż bohaterka była sama ze swemi myślami i nie mógł podsłuchać ich autor, ani ktokolwiek inny. To samo jest w teatrze, w rzeźbie, w operze, w każdej formie sztuki, w każdym jej przejawie. Trudno — umawiamy się, że przyjmujemy względność pewnych rzeczy.
— Owszem, rozumiem to dobrze — odrzekł Martin — każda sztuka ma swój konwencjonalizm. (Ruth była zdumiona, usłyszawszy ten wyraz; zda-