jest w błędzie? Myśli i słowa Martina nie robiły na
niej wrażenia. Zbyt silnie przywiązana była do
świata rzeczy uznanych, żeby móc sympatyzować
z jakąkolwiek śmiałą myślą. Od dzieciństwa przywykła do muzyki wogóle, do opery zaś w szczególności tak, jak przywykł do tego cały jej świat. Jakiem więc prawem chłopak ów, co niedawno jeszcze
znał tylko przygrywki w szynkach i popularne piosenki ludowe — ośmiela się sądzić dziś i krytykować formę muzyki przez cały świat przyjętą? Poczuła, że jest zdenerwowana, a nawet zlekka obrażona. W najlepszym razie, odwołując się nawet do
całej słodyczy swego charakteru, uznać musiała jego światopogląd co najmniej za kaprys, za niestosowny, niesmaczny bodaj wybryk. Gdy jednak chłopak wziął ją na dobranoc w ramiona i ucałował
w największem uniesieniu kochania, dziewczyna zapomniała odrazu o wszystkich skazach, zwątpieniach i zgrzytach własnej do niego miłości. Potem
zaś, wtulając w poduszki bezsenną głowę, zdumiewała się, jak nieraz już przedtem, dlaczego i jakim
sposobem kocha tego dziwnego człowieka i kocha
wbrew sobie i wbrew woli rodziców.
Nazajutrz, Martin Eden odłożył na stronę „wyroby rzemieślnicze“ i na gorąco wykuł dziełko, — szkic, który zatytułował „Filozofja Złudzenia“.
Marka pocztowa służyć mu miała na daleką drogę,
przeznaczenie chciało jednak, żeby w przyszłości
niejedną jeszcze otrzymał markę i niejedną odbył podróż.
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/317
Ta strona została przepisana.