Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/347

Ta strona została przepisana.

— To nie na mój rozum — brzmiała odpowiedź. — Tereska chodzi do szkoły, ona spotrafi.
Tak więc dziewięcioletnia Teresa Silva otworzyła listy i czytała jeden po drugim. Martin puszczał mimo uszu długą tyradę agenta maszyn do pisania, rozważając uparcie sposoby wynalezienia posady. Nagle raptowny wstrząs przywołał go do przytomności.
„Ofiarowujemy panu czterdzieści dolarów za całkowite prawa do pańskiego utworu — sylabizowała powoli Tereska — prosząc niniejszem o pozwolenie poczynienia odpowiednich skrótów“.
— Co to za gazeta? — krzyknął Martin. — Czekaj no. Dawaj!
Mógł już teraz czytać, nie pamiętał o bólu oczu. To „Biała Mysz“ proponowała czterdzieści dolarów za „Wir“ — jedną z najwcześniejszych „okropnych opowieści“. Martin raz po raz odczytywał list. Wydawca pisał szczerze, iż temat nie wydaje mu się opracowany należycie, ale, że temat ów właśnie pragnąłby zakupić, jako oryginalny i ciekawy. O ile więc wolno mu będzie skrócić nowelę o jedną trzecią — uczyni to i wyszle 40 dolarów natychmiast po odebraniu odpowiedzi.
Martin zażądał pióra, atramentu i odpisał wydawcy, żeby skrócił nawet o trzy trzecie, jeśli ma ochotę, lecz żeby jak najprędzej przysłał 40 dolarów.
Tereska pobiegła wrzucić list, Martin zaś leżał i rozmyślał. A przecież w gruncie rzeczy, — prawda! „Biała Mysz” płaci z chwilą przyjęcia. „Wir