Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/350

Ta strona została przepisana.

czynił to mniej zręcznie, aż na improwizowanej kuchence zatrajkotały i zabrzęczały potrącone garnczki. Nie bawił tam zresztą długo. Ruth zajęła jedyne krzesełko, brat więc, spełniwszy swój obowiązek, wyszedł przed dom, gdzie stał się natychmiast ośrodkiem zainteresowań plemienia Silvy. Gapiło się to na eleganckiego pana, niby na przedstawienie; zgromadzona wokoło powozu, dzieciarnia z domków sąsiednich oczekiwała i pożądała jakiegoś niezwykle ciekawego zakończenia. Powozy widywano w tej dzielnicy jedynie z okazji ślubów i pogrzebów. Tym razem przecież nie zdarzyła się ani śmierć, ani wesele, zaszło więc oczywiście coś niebywałego i niewątpliwie godnego oczekiwania.
Martin szalał z radości na widok Ruth. Naturę miał głęboko uczuciową, do ostatnich granic spragnioną sympatji, a raczej szczerego, rozumnego współczucia. Nie wiedział jeszcze, iż serdeczność panienki wypływa raczej z potrzeby kochania, niż z istotnego zrozumienia i odczucia kochanego człowieka. Miłość to jednak kazała dziewczynie oddawać Martinowi uścisk dłoni i słuchać słów jego, pełnych radosnego uniesienia; miłość kazała oczom Ruth szklić się wzruszeniem i jaśnieć tkliwością na widok bezsilności chłopaka i śladów cierpienia na jego twarzy.
Kiedy jednak opowiadać zaczął o przyjęciu dwóch rękopisów, o rozpaczy swej po liście „Transcontinentalu”, o radości, jaką sprawiła mu propozycja „Białej Myszy” — panienka pozostała obo-