Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/355

Ta strona została przepisana.

łując jednakże, iż nie odważyła się rzucić najważniejszej swej prośby.
— Istnieję, by słuchać, Wasza Królewska Mość.
— A więc dobrze. Pierwszy mój rozkaz brzmi: obowiązkowe codzienne, staranne golenie... Patrz, pokłułeś mi policzek...
Tak oto skończyło się na śmiechu i pieszczotach. Ruth, osiągnąwszy pierwszy sukces, nie liczyła tymczasem na więcej. Była po kobiecemu dumna, że kazała mężczyźnie przestać palić. Następnym razem poprosi, żeby wziął posadę — czyż nie obiecał, że uczyni wszystko, cokolwiek ona zechce?
Wstała, żeby zwiedzić izdebkę, obejrzała makaron notatek, zwieszający się ze sznurów, poznała tajniki olinowania, trzymającego rower pod sufitem, i oburzyła się pocichu, lecz głęboko na widok mnóstwa rękopisów, ciśniętych pod stół, a reprezentujących tyle zmarnowanego czasu. Maszynce naftowej wyraziła panienka swój zachwyt, obejrzawszy jednak półki na żywność, stwierdzić musiała, że świecą pustkami.
— Ach, Boże, nie masz nic do jedzenia, mój ty biedaku! — zawołała z serdecznem przejęciem. — Głodzisz się pewnie!
— Chowam zapasy w spiżarce Marji — skłamał. — Lepiej się tam konserwują. Co do głodu, to niema obawy. Detal. Proszę tylko spojrzeć! Ruth zbliżyła się i ujrzała, jak Martin zgina ramię, odsłoniwszy je po łokieć. Bicepsy popełzły pod rękawem, nabrzmiewając w węzeł muskułów, cięż-