Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/356

Ta strona została przepisana.

ki i wspaniały. Widok ten odtrącił panienkę. Nie lubiła tego z całej duszy, a raczej nie ona, lecz jej gusty, zasady, sentymenty. Zato krew, tętno, każdy fibr ciała — kochał, tęsknił, pożądał. W dawny, dziwaczny, niewytłumaczony sposób — przylgnęła, zamiast odejść, przytuliła się, zamiast odepchnąć. W chwilę potem, gdy chłopak dławił ją w ramionach, w dziewczynie buntował się rozsądek, przywykły do oceniania powierzchni życia, lecz serce, kobiecość spojona z istotną prawdą życia — święciły triumf radosny. W momentach podobnych Ruth czuła wyraźnie wielkość miłości swej dla Martina; rozkosz uścisku potężnych ramion, dławiących aż do bólu, przyprawiała ją nieomal o zemdlenie. W takich chwilach Ruth znajdowała obronę dla popełnionej zdrady zasad, dla gwałcenia własnych ideałów, a przedewszystkiem dla upartego nieposłuszeństwa ojcu i matce. Nie chcieli przecież, żeby poślubiła Martina. Raziło ich, że córka kocha tego człowieka. Ją samą zresztą raziło również, ilekroć myślała o nim zdaleka, zimna, rozsądna i rozważająca. Lecz wystarczyło podejść — i kochać musiała, nieraz co prawda grzeszną i dziwną miłością — lecz miłością prawdziwą, silniejszą od rozsądku i woli.
— Taka grypa to głupstwo — odezwał się Martin. — Strasznie boli głowa, ale nie można nawet porównać z gorączką hawajską.
— Chorował pan? — zagadnęła nieuważnie, cała pochłonięta usprawiedliwieniem, zesłanem z nieba, znalezionem w ramionach mężczyzny.