zji. W szkicu zaś „Bóg i glina” zawarł ogólne poglądy na człowieka.
„Przygoda” jednak i wszystko, co Martin uważał za najlepsze z pośród swych prac, wciąż jeszcze
wędrowało od wydawcy do wydawcy. Pierwociny,
posiadające wyłącznie wartość jako towar sprzedażny, lekceważył zupełnie. Były to wyraźnie fantastyczne brednie, obsłużone przecież całym realistycznym aparatem. Podobnie groteskowe połączenie niemożliwego z prawdziwem uważał Martin za zwykłą sztuczkę, w najlepszym razie — za sztuczkę
udaną.
Wielka literatura nie wyrośnie na tem podłożu.
Zręczne sztuczki nie mają wagi bez głębokiego nurtu myśli. Polegają na tem, żeby poprawnej formie nadać wszelkie pozory wsiadania głęboko ludzkiej treści. Martin uprawiał je dość długo w pierwszych swych „okropnych opowieściach" — dopóki
nie wzniósł się na wyżyny sztuki prawdziwej, pisząc „Przygodę”, „Radość”, „Garnczek” i „Wino życia”.
Trzech dolarów, pobranych za triolety, użył Martin na jakie takie podtrzymanie głodowej egzystencji do czasu podjęcia honorarjum od „Białej Myszy”.
Pierwszy swój czek wymienił u podejrzliwego sklepikarza-portugalczyka, płacąc dolara na rachunek
długu i dzieląc dwa pozostałe pomiędzy piekarnię
i zieleniarza. Na obiad mięsny wciąż jeszcze nie
mógł sobie pozwolić i bardzo już cienko śpiewał,
kiedy przybył czek od „Białej Myszy”. Martin wahał się, jak go ma zrealizować. Nigdy w życiu
Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/364
Ta strona została przepisana.