Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/365

Ta strona została przepisana.

nie był w banku, tem bardziej nie mógł tam być we własnym interesie, to też obecnie brała go dziecinna ochota przespacerowania się do którego z wielkich banków w Oakland i zdyskontowania tam czeku, zaopatrzywszy go uprzednio we własny podpis na stronie odwrotnej. Rozsądek zato nakazywał zrealizować czek u sklepikarza, w celu wywarcia odpowiedniego wrażenia i rozszerzenia kredytu na przyszłość. Ostatecznie zdecydował się Martin usłuchać natrętnych próśb sklepikarza, pokrywając cały swój rachunek i otrzymując wzamian pełną kieszeń brzęczącej reszty. W obu pozostałych sklepach uregulował również pełną należność, wykupił ubranie i rower, opłacił miesięczną ratę za maszynę oraz komorne zaległe i za miesiąc zgóry. Na „drobne“ i „nieprzewidziane“ pozostało jeszcze w kieszeni „saldo“ około trzech dolarów.
Sumka ta wydawała się chłopakowi fortuną. Natychmiast po wykupieniu garnituru ruszył w odwiedziny do Ruth i całą drogę pobrzękiwał garścią drobnego srebra w kieszeni. Tak długo obywał się bez pieniędzy, że teraz nie potrafił odjąć od nich ręki, niby człowiek niespodzianie wyratowany od śmierci głodowej, co nie pozwala zabrać sobie z przed oczu żywności nieskonsumowanej. Nie był chciwy, ani skąpy, lecz pieniądze znaczyły dlań przecież więcej, niż taka lub inna suma dolarów i centów. Były miarą powodzenia życiowego, orły zaś, wybite na monetach, znaczyły ilość wygranych bitew.
Nieoczekiwanie pojął Martin, że świat jest wcale